Zespół założyliście pod koniec 2007 roku. Jest końcówka 2009, a Wy jedziecie w dużą trasę z największą polską kapela progresywną i zapowiadacie wydanie pierwszego albumu. Rozwijacie się w błyskawicznym tempie!
Marcin: Nie ma się co obijać. Jak jest zapał, to trzeba grać.
Rafał: Jesteśmy młodzi i po prostu lubimy to robić. Może nie jest to jeszcze tzw. kariera, bo na karierę czeka się długo (śmiech), ale czerpiemy przyjemność z grania dla ludzi, którzy przychodzą posłuchać dobrej muzyki, a nie tylko wypić piwo przy barze.
Tę przyjemność wyraźnie po Was widać. Na scenie aż bije od Was energia. Taka świeża, młodzieńcza, bez wyrachowania.
Marcin: Mamy małą salę prób, musimy się w niej jakoś upchać. Jak wychodzimy na większą scenę - automatycznie zaczyna nas nosić (śmiech).
W bardzo młodym wieku startujecie z naprawdę wysokiego poziomu. Jak wyobrażacie sobie Disperse za, powiedzmy, dziesięć lat, kiedy będziecie w wieku Riverside? Wtedy osiągniecie już chyba pułap stratosfery.
Marcin: Pewnie będziemy grać lekkiego artrocka (śmiech).
Jakub: Na razie nie ma co o tym myśleć, ważne jest to, co dzieje się teraz.
Rafał: Póki co, skupiamy się na muzyce.
Przemek: Ewolucja na pewno nas nie ominie.
Marcin: Ale na razie na szczęście jest to właściwy kierunek ewolucji.
Kiedy rozmawialiśmy przed koncertem, odżegnywaliście się od określenia "techniczny progmetal", ale na stronie MySpace jako inspiracje podajecie głównie zespoły słynące z wirtuozerii: Dream Theater, Planet X, SBB, nawet Gordian Knot.
Marcin: Bo takich kapel dużo słuchamy i naprawdę nas kręcą. Ale to nie znaczy, że u nas też cały czas ma być przesterowana gitara, szybkie solówki czy growling.
Jakub: Naszym podstawowym założeniem są dobre melodie i dużo różnych barw.
Czego możemy się spodziewać po płycie "Journey Through The Hidden Gardens"?
Marcin: Na pewno będziemy ją promować koncertami. Mamy już zarysy materiału na drugi album.
Rafał: O ile pierwszy się spodoba (śmiech).
O to akurat jesteśmy spokojni. Słuchając Was na żywo wychwyciliśmy też pewne wpływy Circus Maximus, czy Andromedy...
Rafał: Circus Maximus owszem, znamy i lubimy. Andromedy musimy posłuchać, skoro polecacie (śmiech).
Urządziliście w trakcie koncertu mały konkurs "Jaka to melodia" czy to tylko nasza wyobraźnia kazała nam usłyszeć fragmenty utworów Dream Theater?
Jakub: A co konkretnie wychwyciliście?
W pierwszym utworze gitara bardzo przypominała partię z "A Change Of Seasons", w trzecim wstęp brzmiał jak wyjęty z "Ytse Jam".
Jakub: Inspiracje tym albo innym zespołem w partiach instrumentalnych będą zawsze słyszalne - nagrano tyle muzyki, że od porównań się nie ucieknie, ale na pewno nie planowaliśmy żadnych cytatów.
Rafał: Żeby stworzyć dziś oryginalna muzykę, trzeba by podzielić klawiaturę na ćwierćtony.
Rafale, masz pogląd na muzykę zbliżony do Leszka Możdżera. On też mówi, że jego marzeniem jest zagranie choćby jednego akordu, którego nikt wcześniej nie zagrał.
Rafał: Akurat wspomniane przeze mnie eksperymenty z ćwierćtonami są coraz śmielej stosowane. Byłem ostatnio na takim pianistycznym występie w warszawskiej Progresji.
Marcin: A wracając do delikatnej kwestii inspiracji - kręcą nas różne typy muzyki, choćby Dead Can Dance.
Czy to właśnie z tego powodu na Waszej płycie pojawi się specjalny gość?
Marcin: W pewnym sensie. Styl wokalny Uli Wójcik ze Spiral można w jakimś stopniu porównać do Lisy Gerard.
Jakub: Ula nagrała kilka partii na nasz album, Wyszło powalająco.
Czy "Journey..." będzie opowiadać konkretną historię czy może teksty nie będą powiązane?
Rafał: To nie będzie koncept album, ale znajdzie się chyba wspólny mianownik tekstów.
Marcin: Będzie fascynacja naturą, człowiekiem, będą klimaty fantasy...
Jak wygląda Wasz proces twórczy? Utwory są efektem jamów czy może jest wśród Was kierownik artystyczny?
Marcin: Najwięcej komponuje Jakub.
Jakub: Tworzę szkielet utworu, zapisuję go na dysku, a potem przedstawiam chłopakom.
Przemek: Potem udoskonalamy kawałek wspólnymi siłami.
Płytę wydajecie w Prog Team - świeżo powstałej wytwórni muzyków Riverside. Jak doszło do tej współpracy?
Marcin: Po nagraniu rok temu demówki stwierdziliśmy, że nie ma sensu siedzieć w miejscu. Mieliśmy dość jeżdżenia na koncerty, na które przychodzi 20-50 osób, które czasem są bardziej zainteresowane alkoholem i wspólną rozmową niż tym, co się dzieje na scenie. Wszyscy lubimy Riverside, więc wysłaliśmy im demówkę. Mitloff skontaktował się z nami odnośnie wydania debiutu i wspólnych koncertów. Na początku była mowa o czterech, skończyło się na dziewięciu (śmiech).
Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiał Paweł Tryba
zobacz też: Disperse
relację z koncertu Riverside, Disperse - CeiIK, Olsztyn, 26.09.2009
relację z koncertu RIVERSIDE, Disperse - Kraków, Klub Rotunda, 09.10.2009